Barcelona - 6 rzeczy, które zaskoczyły mnie podczas pierwszych dni
Zobacz oryginał pt., 06/07/2018 - 18:58Dzisiaj mija dokładnie tydzień odkąd przyleciałam do Barcelony. Tydzień to z jeden strony wystarczająco dużo czasu, by rozejrzeć się po okolicy i zobaczyć różne piękne miejsca, ale z drugiej strony to nadal za mało (przynajmniej dla mnie :D ), by nie włączać od czasu do czasu Google Maps w drodze ze stacji metra, która jest oddalona od mieszkania o niecałe 300 metrów. No ale cóż, ja mam po prostu zabójczą orientację w terenie, więc nie zwracajcie na to uwagi. Zdecydowanie więc nie jestem katalońskim ekspertem i jeszcze dużo przede mną (może przez 2 miesiące opanuję trasę z metra do domu tak na 100%?), ale doszłam do wniosku, że będzie ciekawym doświadczeniem podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na początku i na końcu pobytu.
1. Język Może nie powinnam być tym, aż tak zaskoczona, bo w sumie wiedziałam, że Barcelończycy chętniej mówią po katalońsku niż po hiszpańsku i raczej nie są zbyt chętni by poznawać nowe języki. W sumie kataloński nie robi mi różnicy, bo nie znam ani hiszpańskiego ani katalońskiego. Ale faktycznie poza typowo turystycznymi miejscami bywa trudno się porozumieć. Nawet właściciele mieszkania, u których wynajmuję pokój nie mówią słowa po angielski. Poza tym sam hiszpański jest dość specyficzny i wyrzuca większość anglicyzmów. Dla przykładu BMW to dla Hiszpanów - be eme uve doble, a Colgate to Kolgate. Konsekwentnie też zamiast hahaha piszą jajaja. Musze przyznać, że to nieco dziwaczne, ale ma swój urok.
2. Wielopaki
Chcesz kupić jeden jogurt? Albo idziesz do marketu i masz ochotę na loda, którego chcesz zjeść od razu po wyjściu ze sklepu? Sorry, nie uda się to. Niemalże wszystkie tego typu produkty są pakowane po wiele. Najmniejsze opakowanie lodów - 6 sztuk? Czemu nie! Jogurty sprzedawane tylko po 4 lub więcej? Praktycznie standard. Nie mam pojęcia, czym jest to uwarunkowane, ale tak to wygląda. Okej, w Lidlu znalazłam pojedyncze jogurty. Bio jogurty. Są też charakterystyczne dla regionu napoje, dostępne w opakowaniach po 6 sztuk lub w dużej butelce. Bardzo to dla mnie dziwne, bo to przecież zupełnie niepraktyczne!
3. Czerwone, zielone - who cares? Nie wiedziałam przed wyjazdem, że Hiszpanie też przechodzą na czerwonym świetle, więc miło się zaskoczyłam, bo uważam, że to bardzo sensowne przejść przez ulicę, gdy nic nie jedzie, chociaż świeci czerwone. Pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem w Paryżu, więc wiedziałam, co się dzieje. Ale muszę przyznać, że łatwo się do tego przyzwyczaić i wyłączyć czujność, więc lepiej być ostrożnym i się nie zagapić! Ale co jak co, przyznam, że przydałoby się móc tak legalnie przechodzić na łódzkim Rondzie Solidarności.
4. Windy
5. Warzywa i owoce - nie tak łatwo!
6. To Ty pijesz herbatę?
Zaloguj się, żeby dodać komentarz.